Connect with us

Cześć, czego szukasz?

MOTO InsideMOTO Inside

Porady

Zakaz starych diesli w miastach – czy Polska pójdzie śladem Niemiec?

Kiedy słyszymy hasło „zakaz starych diesli”, większość z nas od razu myśli o Niemczech, gdzie od dobrych kilku lat trwa debata na temat czystości powietrza i zdrowia mieszkańców. W niektórych miastach nasi zachodni sąsiedzi wprowadzili już strefy niskoemisyjne, do których nie wjedziesz byle czym. No dobrze, ale co z Polską? Czy i u nas będą wkrótce obowiązywać podobne przepisy? Czy nagle okaże się, że nasze ukochane „okazy z drugiej ręki” sprowadzane przez lata z Niemiec nie przejadą legalnie przez centrum Warszawy, Krakowa czy Wrocławia? Przyjrzyjmy się bliżej całej sprawie – a przy okazji spróbujmy rozgryźć, czy czeka nas rewolucja w parkowaniu staruszków z silnikiem Diesla pod blokiem.

Skąd się wziął pomysł na zakaz starych diesli?

W dużym skrócie: chodzi o zanieczyszczenie powietrza. Wszyscy wiemy, że smog w wielkich miastach to temat gorący niczym wakacje w Egipcie, a jednym z głównych winowajców są spaliny samochodowe. W silnikach wysokoprężnych (czyli popularnie zwanych „dieslami”) przy rozgrzanym silniku powstają tlenki azotu (NOx), cząstki stałe i inne cudowne składniki, które – mówiąc delikatnie – nie sprawiają, że nasze płuca skaczą z radości.

W Niemczech uznano, że skoro stare diesle wypluwają z siebie więcej zanieczyszczeń, to najlepszym rozwiązaniem będzie ograniczyć im wjazd do centrów miast. Na pierwszy ogień poszły największe aglomeracje, takie jak Hamburg, Berlin czy Stuttgart. Wystarczy, że Twój samochód nie spełnia określonych norm emisji spalin (np. Euro 4 czy Euro 5), a już możesz zapomnieć o swobodnym krążeniu pod Bramą Brandenburską. Owszem, brzmi to surowo, ale Niemcy mają w swoim DNA podejście: „Ordnung muss sein” – czyli porządek musi być.

Czy Polska może zrobić to samo?

Zanim wpadniemy w panikę i zaczniemy wrzucać na portal aukcyjny naszego ukochanego Passata w TDI, zastanówmy się, jak to wygląda od strony prawnej i praktycznej. W Polsce od niedawna obowiązują przepisy umożliwiające tworzenie tzw. stref czystego transportu (SCT). Brzmi to nieco jak przyjazna nazwa parku narodowego, ale w rzeczywistości oznacza, że samorząd miejski może ustanowić obszar, do którego wjadą tylko pojazdy spełniające określone normy ekologiczne.

Zgodnie z ustawą o elektromobilności i paliwach alternatywnych, od 2018 roku miasta w Polsce mogą tworzyć takie strefy, chcąc ograniczyć hałas i smog. W praktyce jednak, przez długi czas niewiele się działo: większość gmin patrzyła na siebie nawzajem i zastanawiała się, czy przypadkiem nie będzie to śmiały strzał w kolano. W końcu ktoś musi pilnować, czy do centrum wjeżdża auto z normą Euro 6, a może Euro 3, a może… żadną. Do tego dochodzi niezadowolenie mieszkańców, którzy przecież codziennie dojeżdżają do pracy swoimi wiekowymi autami i nie mają ochoty kupować nowszych.

Kto już zdecydował się na strefy niskoemisyjne w Polsce?

Pierwszą próbę podjął Kraków, tworząc Strefę Czystego Transportu na Kazimierzu. Jednak prędko się okazało, że wprowadzenie nowych przepisów spotkało się z tak dużym sprzeciwem części lokalnych przedsiębiorców i mieszkańców, że strefa została zawieszona. Następnie mówiło się, że Warszawa rozważa wprowadzenie SCT w okolicach Śródmieścia i Wisłostrady, a także inne duże miasta – w tym Wrocław, Poznań czy Łódź – planowały podobne kroki. Na razie jednak te plany to bardziej rysunek w zeszycie niż konkretne, działające przepisy.

Trzeba też pamiętać o kwestii politycznej. Dla władz miasta wprowadzenie restrykcyjnej strefy czystego transportu może być samobójstwem wizerunkowym, jeśli wyborcy okażą się niezadowoleni. Poza tym, miasto, które ustanowi strefę, musi zapewnić narzędzia kontroli, weryfikacji oraz systemy do rozpoznawania, czy dany pojazd spełnia normy, czy nie. A to wcale nie jest proste.

Jak to działa w Niemczech – kilka konkretów

Jeżeli ktoś z Was jeździł do Niemiec starszym dieslem (np. 1.9 TDI z 2001 roku), to pewnie zauważył słynne naklejki ekologiczne (tzw. plakietki Umweltplakette) na przednich szybach. Są one dostępne w różnych kolorach, odpowiadających spełnieniu określonych norm emisji spalin. Jeżeli w danym mieście obowiązuje niska strefa emisji, to bez wymaganej plakietki – sorry, kierowco, następnym razem zaparkujesz na obrzeżach.

Niemcy faktycznie zaczęli od ograniczania wjazdu dla samochodów z normą Euro 1, Euro 2 czy Euro 3, a potem – w miarę jak rosną standardy – do stref w centrum wpuszczane są tylko auta nowsze. Wiele z tych rozwiązań jest wprowadzanych krok po kroku. Innymi słowy, od razu nikt nie wygania wszystkich starych diesli z całego kraju, ale raczej miasto po mieście i norma po normie. Efekt? Niby łagodny, ale jednak skuteczny. Statystyki jakości powietrza w niektórych dzielnicach Berlina się poprawiły. Z kolei posiadacze starszych aut z silnikiem wysokoprężnym musieli się przyzwyczaić do korzystania z komunikacji miejskiej lub – co bardziej boli polskiego kierowcę – zainwestować w nowszy samochód.

Co może się zmienić w polskich miastach?

Jeśli polskie samorządy staną się bardziej zdeterminowane (a nacisk Unii Europejskiej na czystość powietrza wzrośnie), możemy doczekać się sytuacji, w której wjazd do wybranych stref w centrum będzie ograniczony do aut z normą Euro 4 lub wyższą. Tak, oznacza to, że prastary diesel z 1999 roku będzie musiał pozostać poza granicami strefy – najpewniej na parkingu typu Park&Ride.

Kłopot polega na tym, że w Polsce takich samochodów jest wciąż całkiem sporo. Wystarczy zerknąć na statystyki – średni wiek auta osobowego w naszym kraju wynosi około 14–15 lat. Spora część z nich to właśnie starsze roczniki Diesli, zwłaszcza tych przywiezionych kiedyś z Niemiec, bo niby były „w super stanie, tylko Niemiec płakał, jak sprzedawał”. Teraz może płakać polski kierowca, gdy okaże się, że na starówkę w Krakowie czy Gdańsku wjedzie tylko posiadacz nowszego modelu.

Zderzenie prawa z rzeczywistością

O ile na papierze wszystko brzmi ładnie – w końcu kto by nie chciał czystego powietrza – to w praktyce pojawiają się różne trudności. Polska, mówiąc delikatnie, nie grzeszy idealną komunikacją miejską. Jeśli ktoś codziennie dojeżdża autem do pracy z przedmieść, często nie ma realnej alternatywy. W Niemczech ten, kto zostawi auto na obrzeżu miasta, może liczyć na sprawnie funkcjonujący system S-Bahn, U-Bahn, autobusów i tramwajów, które dowiozą go do centrum w miarę komfortowo. A u nas? Bywa różnie.

Poza tym wprowadzanie stref niskoemisyjnych wymaga porządnego systemu kontroli. Trzeba by jakoś sprawdzać, czy auto faktycznie spełnia normę Euro 5 czy Euro 6. Nie jest to takie proste – w Niemczech pomógł system naklejek, ale i tak trzeba monitorować, czy dany kierowca nie oszukuje. A polskie miasta, w których brakuje funduszy nawet na remonty dróg, mogą mieć trudność z zakupem kamer rozpoznających numery tablic i sprawdzających w bazie, jaką normę spełnia dany samochód.

Humorystyczna strona „zakazu”

Wyobraźmy sobie taką scenę: jest 7 rano, poniedziałek, korek ciągnie się przez pół miasta. Obok Ciebie stoi kierowca w nowoczesnej hybrydzie, który spogląda z politowaniem na Twoje wysłużone kombi z 2002 roku. Wreszcie dojeżdżacie do granicy strefy czystego transportu. Wierzysz w cud, bo przecież Twoje auto z zewnątrz wygląda nieźle i nikt się nie zorientuje, że w środku jest dopingujący doping – stary diesel, który według nowych przepisów powinien stać w garażu niczym eksponat muzealny.

Ale nie, system jest bezlitosny – kamera czytnika tablic rejestracyjnych macha do Ciebie palcem (z oczywistych powodów jest to metaforyczne „machanie”), a na domiar złego robot sterujący bramą wjazdową do strefy odmawia Ci wjazdu, wyświetlając napis: „Diesel Euro 3? Dziękujemy, wróć do domu”. Kierowca hybrydy wsuwa się do centrum bez problemu, a Ty pozostajesz na światłach zastanawiając się, czy jednak nie lepiej przesiąść się na rower. Albo hulajnogę elektryczną, bo kto bogatemu zabroni?

Brzmi jak futurystyczny żart, ale jeśli byśmy zaimplementowali niemiecki model mocno, uparcie i bezkompromisowo, to wcale nie jest nierealne. Oczywiście można się wtedy zżymać na niesprawiedliwość i marudzić, że urzędnicy wprowadzili prawo skierowane przeciwko „zwykłym ludziom”. Jednak z drugiej strony – czy mając poważny problem ze smogiem, nie powinniśmy robić czegoś konkretnego?

Czy polski kierowca jest gotowy na zmiany?

Zapewne znajdą się tacy, którzy z przekorą odpowiedzą, że polski kierowca jest gotowy na wszystko – byle tylko mieć wolny wjazd do centrum i tanie paliwo. Ale to, czy rzeczywiście podejdziemy do sprawy odpowiedzialnie, zależy od współpracy wielu czynników:

  1. Alternatywy transportowe: Jeśli miasta nie zaoferują sprawnego metra, szybkiej kolei miejskiej czy solidnej sieci autobusów i tramwajów, to trudno się dziwić ludziom, że dalej będą używać starych diesli.
  2. Zachęty finansowe: W Niemczech wielu kierowców mogło liczyć (przynajmniej przez jakiś czas) na wsparcie przy wymianie starych samochodów na nowsze modele spełniające normy emisji. W Polsce dopiero pojawiają się podobne pomysły.
  3. Egzekwowanie przepisów: Jeśli strefa czystego transportu będzie martwym zapisem, bo nikt nie będzie sprawdzał jej przestrzegania, to cały wysiłek pójdzie na marne.
  4. Edukacja społeczna: Wyjaśnienie ludziom, dlaczego zakaz starszych diesli (czy ograniczenia wjazdu) może przynieść korzyści dla zdrowia, jest kluczowe. Bez tego wprowadzenie przepisów spotka się z ogromną falą krytyki.

„A ja mam starego diesla, co robić?”

To pytanie słyszymy coraz częściej. Dziś realnie niewiele miast w Polsce stosuje restrykcje względem starych diesli. W perspektywie kilku lat może się to jednak zmienić, zwłaszcza w dużych aglomeracjach. Czy więc czas już teraz wystawić ogłoszenie na portalu aukcyjnym i zainwestować w hybrydę albo auto elektryczne? Cóż, odpowiedź zależy od tego, gdzie mieszkasz i jak często odwiedzasz centrum miasta. Jeśli masz w planie codzienne dojazdy do serca Warszawy czy Krakowa, to w przyszłości możesz napotkać realny problem. Z drugiej strony, rząd i samorządy wprowadzają zmiany stopniowo, więc nie obudzisz się pewnego dnia i nie przeczytasz w gazecie: „Od dziś zakaz wjazdu starociom!”.

Niektórym kierowcom może jednak zależeć na tym, by być „krok do przodu” i nie martwić się o przepisy wprowadzane w trybie przyspieszonym. Ponadto nowsze samochody spełniające surowsze normy emisji spalin często są bardziej oszczędne i mniej awaryjne (choć to już temat-rzeka, bo opinie na ten temat potrafią być skrajnie różne – wystarczy zapytać użytkowników pewnych forów motoryzacyjnych).

Polska kontra Niemcy – czy czeka nas podobny scenariusz?

Podsumowując, Polska może pójść śladem Niemiec, ale raczej nie stanie się to z dnia na dzień. Wprowadzenie zakazu wjazdu starych diesli do centrów miast wymaga dość kompleksowych działań: zmiany legislacyjne, wsparcia finansowego dla kierowców, rozwoju komunikacji publicznej i systemów kontroli. Bez tego nasz „zakaz” będzie raczej teoretyczny, a w praktyce kierowcy wciąż będą wjeżdżać do miasta, emitując tyle spalin, ile dadzą radę.

Czy to oznacza, że polski rząd i samorządy nic nie zrobią? Niekoniecznie. Z roku na rok rośnie świadomość ekologiczna, a Unia Europejska coraz mocniej naciska na redukcję emisji CO2 i szkodliwych substancji. Możemy się więc spodziewać, że za jakiś czas zaczną obowiązywać większe zachęty do kupna aut niskoemisyjnych, a miasta na serio wezmą się za ograniczanie ruchu najbardziej kopcących pojazdów. Już teraz pojawiają się głosy, że strefy czystego transportu muszą być wprowadzane konsekwentnie, a nie traktowane jako polityczne straszenie „bo fajnie brzmi w kampanii wyborczej”.

Jakoś to będzie?

Z jednej strony chcemy czystego powietrza, z drugiej – uwielbiamy nasze tanie, używane diesle. Dla wielu osób to jedyna szansa na posiadanie czterech kółek, bo kupno nowego auta z salonu jest poza zasięgiem finansowym. No i ta polska mentalność: dopóki nikt nas nie przyłapie, będziemy wierzyć, że „jakoś to będzie”.

Ale spójrzmy prawdzie w oczy: w dużych miastach problem smogu jest poważny. Mamy dość chorób, kaszlu i krótkiego oddechu. Jeśli więc chcemy iść w kierunku czystszego środowiska, musimy w końcu wprowadzić realne zmiany. Oczywiście warto zrobić to z głową – zamiast stawiać kierowców pod ścianą, można zapewnić im dogodne alternatywy (np. lepiej działającą komunikację, sensowne dopłaty do bardziej ekologicznych aut). Bez tego wszystkie zakazy i strefy szybko staną się tylko irytującymi przepisami, które są masowo omijane.

Czy Polska pójdzie śladem Niemiec? Być może – ale jeśli to się stanie, to raczej powoli i etapami. W końcu Niemcy mają do tego całe systemy kontroli, precyzyjne przepisy i mentalność „ordnung muss sein”. U nas wciąż panuje trochę większy luz, jednak presja Unii i społeczeństwa na czystsze powietrze może sprawić, że w perspektywie kilku lat nawet najbardziej oporne miasta zdecydują się na ograniczanie ruchu starych diesli.

A co Wy o tym sądzicie? Czy uważacie, że wprowadzenie takiego zakazu w Polsce jest potrzebne i pomoże nam wyjść z głębokiego smogu? A może to niepotrzebny przepis, który utrudni życie „zwykłym ludziom” i nic nie da? Dajcie znać w komentarzach! Może znajdzie się wśród Was ktoś, kto przesiadł się już z leciwego „ropniaka” na nowszą hybrydę lub elektryka i powie, czy faktycznie jest różnica. I – co chyba najważniejsze – czy portfel mocno to odczuł.

Kliknij aby skomentować

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz inne wpisy

Bez kategorii

Škoda Fabia czwartej już generacji bardzo różni się od poprzednich. Nie wygląda już jak typowe auto dla kierowcy Ubera, choć pewnie tak skończy, ale...

Testy

Drzemiący pod maską Skody silnik 2.0 TSI o mocy 190 koni, nie zachęca do sportowej jazdy, ale w zupełności wystarczy do codziennego przemieszczania się...

Porady

BMW to renomowana marka samochodowa znana z luksusu, innowacji technologicznych i doskonałej jakości wykonania. Wybór odpowiedniego modelu BMW może być trudny, ponieważ marka ta...

Testy

Zamiast wprowadzać kolejną generację jakiegoś modelu, producenci robią lifting obecnej. Zazwyczaj zmienia się niewiele, a taki zabieg ma na celu przyciągnięcie kolejnych klientów. Ostatnio...