Rosyjska inwazja na Ukrainę rozpoczęła nie tylko ogromny kryzys społeczny i militarny, ale również gospodarczy. To wszystko odbiło się bardzo mocno na branży motoryzacyjnej, w której są ogromne opóźnienia i braki podzespołów.
Mija właśnie 6 miesięcy od rozpoczęcia tego straszliwego ataku. Są one pełne ludzkich cierpień, tragedii, niepewności i ciągle rosnącego kryzysu. Ten kryzys nie ominął branży motoryzacyjnej. Europa momentalnie zareagowała na agresję Rosji różnymi sankcjami rezygnując przy tym z milionowych zysków. Z drugiej strony, rosyjski rynek stał się karykaturą, która jeszcze do niedawna była uważana za potęgę.
Ten konflikt wojenny wymusił na firmach z branży motoryzacyjnej konieczność podjęcia drastycznych kroków. I to nie tylko ze względów moralnych czy wizerunkowych, ale czysto ekonomicznych. Nałożone na Rosję sankcję, uniemożliwiły zachodnim firmom prowadzenie biznesu na terenie agresora.
W zdecydowanie łatwiejszym położeniu firmy zajmujące się wyłącznie dystrybucją swoich pojazdów. Im nie pozostało nic innego, jak wstrzymać eksport na tamtejszy rynek, zamknąć salony sprzedaży i liczyć straty związane z utratą klientów.
Spis treści
Straty, straty, straty
W najgorszym położeniu znalazły się marki, które do tej pory prowadziły w Rosji dzałalność produkcyjną. Między innymi Hyundai, cała grupa Volkswagena, koncern Stellantis czy Renault, które kilka miesięcy temu było największym udziałowcem rosyjskiego koncernu AvtoVAZ. Każda z tych firm musiała spisać na straty sprzedaż samochodów w Rosji.
Braki w dostawach są ogromne
Rezygnacja z rosyjskiej produkcji nie tylko samych pojazdów, ale i komponentów zauważalnie zmniejszyła ich podaż. W przypadku podzespołów dodatkowym problemem stały się braki dostaw z Ukrainy, będącej znaczącym producentem m.in. wiązek elektrycznych i mikroczipów, w wyniku czego europejskie zakłady Volkswagena, Forda, BMW czy Mercedesa zostały zmuszone do czasowego wstrzymania produkcji.
Pół roku po wybuchu wojny w Ukrainie, sytuacja wydaje się być bardziej stabilna, jednak nadal daleka od normy. Ciężko będzie wrócić do stanu nawet sprzed pandemii, kiedy takich problemów po prostu nie było. Dziś opóźnienia w produkcji nowych samochodów są ogromne, a producenci ogranicza nawet opcje wyposażenia.
To spowodowało wzrost cen samochód używanych, które schodzą z placów dealerskich w przeciągu sekundy. Ograniczona podaż to niejedyny problem, z jakim boryka się rynek. Gospodarcze skutki wojny w postaci rosnącej inflacji oraz społeczna niepewność zaowocowały również spadkiem popytu, który w czerwcu 2022 roku osiągnął rekordowo niski poziom. W całej Unii Europejskiej zarejestrowano wówczas 886,5 tys. nowych aut, co było wynikiem najgorszym od 26 lat.
Na ten moment prognozy nie są optymistyczne dla branży motoryzacyjnej. Ta sytuacja ma jeszcze potrwać, a z każdym dniem zamówienie nowego samochodu będzie jeszcze trudniejsze. Nawet w sytuacja, w której udało nam się takie zamówienie złożyć, czas oczekiwania jest niesamowicie długi.
Największe straty są jednak w Rosji
Wątpliwości nie ulega fakt, że to właśnie rosyjska agresja na Ukrainę wywołała panująca sytuację na rynku motoryzacyjnym. W porównaniu z Rosją, straty w Unii Europejskiej są znikome. Powodem takiej sytuacji jest wycofanie się zagraniczych firm z Rosji.
Jak wynika z danych Rosstatu (rosyjskiego urzędu statystycznego), w pierwszym półroczu 2022 roku Rosja wyprodukowała 281 tys. pojazdów, czyli o 61 proc. mniej niż w analogicznym okresie 2021 roku. Jeszcze większe spadki widać, gdy przyjrzymy się poszczególnym miesiącom – w maju z fabryk wyjechało zaledwie 4 tys. aut – aż o 96,7 proc. mniej niż przed rokiem. W czerwcu wynik był z kolei gorszy o 89 proc.
Marki mają ogromny problem. Chętnych na nowe samochody jest naprawdę bardzo dużo osób, a nie można ich wyprodukować. Przerwy w dostawach najnowszych elementów są ciągle przesuwane w czasie, a końca takiej sytuacji niestety nie widać.